Przypadek wyjątkowy w skali świata. Lekarze z UCK uratowali życie 6-letniego Aleksa
Multidyscyplinarny zespół specjalistów z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego uratował życie 6-letniego Aleksandra. Absolutne spustoszenie w układzie oddechowym chłopczyka spowodowała najprawdopodobniej infekcja grzybiczna. Jego stan był na tyle poważny i skomplikowany, że szans na uratowanie go nie widziały nawet wiodące światowe ośrodki. - To trochę cud, że przeżył i wyszedł z tego w tak dobrym stanie, bez żadnych neurologicznych zaburzeń. Cały zespół wykonał niewiarygodną, tytaniczną pracę, to współdziałanie było wręcz idealne. Czapki z głów – podkreśla prof. dr hab. n. med. Piotr Czauderna, ordynator Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży.
Aleks trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w sierpniu ubiegłego roku z gigantycznym ubytkiem tchawicy i przełyku, który stopniowo się powiększał. Na początku w ocenie lekarzy stan chłopczyka nie rokował żadnych szans na poprawę i przeprowadzenie rekonstrukcji. Ośrodki na całym świecie, z którymi nasi specjaliści kontaktowali się w sprawie małego pacjenta, z podobnym przypadkiem się nie spotkały. Była to sytuacja absolutnie bez precedensu.
Lekarze podejrzewali, że do takiego spustoszenia w organizmie 6-latka doprowadziło zakażenie grzybem z rodzaju Aspergillus, do którego z kolei doszło przez destabilizację świeżo zdiagnozowanej cukrzycy u chłopczyka. To właśnie grzyb pleśniowy doprowadził do rozpadu tkanek miękkich w obrębie tkanki piersiowej.
Po dwóch tygodniach leczenia zachowawczego, które nie przynosiło efektów, lekarze zdecydowali się na zabieg rekonstrukcyjny. Bez tej decyzji chłopczyk by po prostu zmarł.
– Widzieliśmy dzień po dniu postępującą chorobę. Zaczęło się od małej dziurki, która się powiększała. W momencie, kiedy rekonstruowaliśmy drzewo oddechowe, brakowało 7 centymetrów tchawicy, lewego oskrzela prawie w całości oraz części prawego – wspomina dr n. med. Marcin Łosin z kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży UCK. – Nie było możliwości wykorzystania sztucznego uzupełnienia i jedynym pomysłem, który przyszedł nam do głowy, było użycie jego własnego przełyku. Na mój stan wiedzy nikt wcześniej tego nie robił. Odcięliśmy go częściowo u góry i u dołu i to, co zostało, użyliśmy do rekonstrukcji dróg oddechowych. Ta rekonstrukcja była absolutnie czymś wyjątkowym – dodaje lekarz.
Ze względu na dramatyczny stan małego pacjenta lekarze już na samym początku zdecydowali o podłączeniu go do ECMO żylno-żylnego (ang. Extra Corporeal Membrane Oxygenation – technika pozaustrojowego utlenowania krwi). W ten sposób zastąpili pracę płuc. Zastosowanie tego rozwiązania samo w sobie nie leczy niewydolnego narządu, ale umożliwia przeżycie krytycznego okresu daje czas potrzebny do wyzdrowienia.
Jak podkreślają, była to kluczowa decyzja, ale wiązała się z dużą dozą niepewności. Zespół Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego ma na koncie setki wczepień do ECMO, jednak u dorosłych. - To był dla mnie duży stres, ale też jeden z największych sukcesów w karierze – przyznaje dr n. med. Wojciech Karolak z Kliniki Kardiochirurgii UCK. – Cały zamysł leczenia był taki, żeby Aleks nie oddychał. Tam było dużo linii szycia i chodziło o to, żeby po zabiegu to wszystko się zagoiło. Z drugiej strony, kiedy płuca nie oddychają, stają się niedodmowe i nie działają poprawnie. Kiedy nie otrzymują powietrza, występuje większy opór przepływu krwi. Na skutek tego u pacjenta doszło do rozwoju prawokomorowej niewydolności serca, można nawet powiedzieć, że ono umierało – mówi dr Karolak.
Lekarze zdecydowali więc o konwersji ECMO – z żylno-żylnego na żylno-tętnicze, które pozwoliło nie tylko zastąpić funkcję płuc, ale także serca. Jak podkreślają, ten etap również wiązał się z dużymi wyzwaniami. - Trzeba było bardzo dużej precyzji, żeby trafić w aortę. Nie mogliśmy zrobić echa serca, ponieważ chłopiec nie miał przełyku. A zawsze w ten sposób kontrolujemy, czy kaniula jest na miejscu. Nasi koledzy z kardiologii dziecięcej robili USG aorty. Wówczas wiedzieliśmy, że trafiliśmy kaniulą prawidłowo. Prowadzenie Aleksa na ECMO żylno-tętniczym było wzorowe. Gdy płuca i serca zaczęły pracować, mogliśmy wrócić do ECMO żylno-żylnego. Ono było kontynuowane, żeby płuca się regenerowały – tłumaczy kardiochirurg.
Chłopczyk podłączony do ECMO był przez 98 dni (od 18.08 do 23.11), to prawdopodobnie najdłuższy przebieg natleniania pozaustrojowego u dziecka na świecie, a na pewno najdłuższy w Europie. Co więcej, pacjent wyszedł z niego bez jakichkolwiek uszczerbków neurologicznych i większych powikłań dzięki tytanicznej pracy całego sztabu specjalistów – m.in. chirurgów dziecięcych, kardiochirurgów, torakochirurgów, kardioanestezjologów, anestezjologów, perfuzjonistów, hematologów, farmaceutów, mikrobiologów, pielęgniarek i fizjoterapeutów. Dla przykładu tylko przy jego odwróceniu każdego dnia udział brało co najmniej 7 osób. Do tego dochodziły, m.in. codzienna diagnostyka, farmakoterapia, leczenie przeciwgrzybicze i wiele innych kwestii.- Tych wyzwań było bardzo dużo. Tak naprawdę nikt nie wie, jak leczyć
zakażenie Aspergillusem tkanek śródpiersia. Konsultowaliśmy się z
hematologami dziecięcymi, którzy mają doświadczenie w leczeniu tych
infekcji i korzystaliśmy z ich wiedzy. Bardzo dużym wyzwaniem było
poprawienie funkcji płuc i stopniowe przywracanie powietrzności przy
bardzo małej odporności oskrzeli, które były odtworzone tkanką z
przełyku. To się na szczęście udało – mówi prof. dr n. med. Romuald
Lango z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii UCK.
- Musieliśmy to dziecko leczyć i pielęgnować po kilka do kilkunastu
godzin na dobę w ułożeniu na brzuchu, czyli w tzw. pozycji pronacyjnej.
Utrzymywanie pacjenta w pozycji na plecach nie sprzyja leczenia tego
typu zaburzeń. Woda przemieszcza się pod wpływem grawitacji i płuca
stają się bezpowietrzne w częściach położonych najniżej, czyli przy
powierzchni pleców. Za każdym razem przekładanie pacjenta na
brzuch z kaniulami w dużych naczyniach i rurką tracheostomijną, które
mogły się wysunąć, stanowiło bardzo duże źródło stresu dla zespołu, ale
wiedzieliśmy, że to przekładanie go jest ogromnie ważne. Farmakoterapia,
wentylacja, wprowadzenie hemodynamiki wygląda inaczej u takiego malucha
– zaznacza profesor.
Bardzo trudne zagadnienie podczas terapii ECMO stanowi także zahamowanie funkcji układu krzepnięcia. Jest ono niezbędne, by nie doszło do wykrzepnięcia krwi w krążeniu pozaustrojowym. Jednak zbyt intensywna antykoagulacja może powodować istotne krwawienia, w tym katastrofalne krwawienia wewnątrzczaszkowe. - Zdecydowaliśmy się na stosowanie niewielkich dawek leków hamujących krzepnięcie krwi, co okazało się skuteczną i bezpieczną strategią – wyjaśnia prof. Lango.
Aleks
jest całkowicie sprawny neurologicznie, w pełni zachował pamięć sprzed
zdarzenia. Ma jeszcze rurkę tracheotomijną, ale jest na własnym oddechu.
Jest też żywiony dojelitowo. Aktualnie przebywa w Niemczech, gdzie
został przekazany celem dalszego leczenia w jednym z tamtejszych
szpitali. Przed chłopczykiem jeszcze rekonstrukcja przełyku, tej
operacji nie przeprowadzili już gdańscy lekarze ze względu na sytuację
rodzinną 6-latka - w Niemczech mieszkają na stałe jego rodzice i
2-letnia siostra. Jednak wcześniej w okresie terapii ECMO żaden ze
znanych, niemieckich ośrodków chirurgii dziecięcej, z którymi
kontaktowali się gdańscy lekarze, nie zgodził się przyjąć pacjenta
tłumacząc się brakiem możliwości technicznych.
- Myślę, że ten mały
pacjent mało gdzie na świecie mógłby przeżyć. Można powiedzieć, że to
trochę cud, że przeżył i wyszedł z tego w tak dobrym stanie, bez żadnych
neurologicznych zaburzeń. Cały zespół personelu medycznego
Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku wykonał niewiarygodną,
tytaniczną pracę; współdziałanie było wręcz idealne. Czapki z głów –
podsumowuje prof. dr hab. n. med. Piotr Czauderna, ordynator Kliniki
Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży.
- To był dla nas bardzo
trudny czas, ale dzięki profesjonalizmowi profesorów, lekarzy i całego
personelu medycznego, a także dzięki ich wsparciu i wsparciu naszych
bliskich - daliśmy radę! Oczywiście dzięki naszemu dzielnemu i silnemu
chłopcu, naszemu Aleksandrowi, udało nam się przejść tę drogę. Czujemy
poczucie szczęścia i wdzięczności. Dziękujemy zespołowi UCK za naszego
syna! – napisali do specjalistów z UCK rodzice Aleksandra.
Dodano 23.01.2024