O ciąży po leczeniu onkologicznym – rozmowa z dr Joanną Kufel-Grabowską

Powrót do normalnego życia po nowotworze oznacza także potencjalne pragnienie posiadania dziecka. Medycyna wykorzystuje metody, które, zastosowane przed leczeniem, mogą sprawić, że ciąża po leczeniu onkologicznym będzie możliwa. Jak to wygląda w UCK? Opowiada dr Joanna Kufel Grabowska, laureatka nagrody SheO Award 2024 przyznawanej przez tygodnik Wprost kobietom, „które mają w sobie nieskończone pokłady odwagi i determinacji, nieustannie chcą się rozwijać i wspierają w tym innych”.

Dr n. med. Joanna Kufel-Grabowska jest specjalistką onkologii klinicznej, na co dzień pracuje w Klinice Onkologii i Radioterapii UCK w Centrum Raka Piersi. Jest także przewodnicząca Sekcji Płodności w Chorobie Nowotworowej (Oncofertility) Polskiego Towarzystwa Onkologicznego. Walka o płodność u kobiet onkologicznie chorych była jednym z  elementów, które wpłynęły na wyróżnienie dr Kufel-Grabowskiej SheO Award 2024.

Otrzymała Pani nagrodę w kategorii „To, co najważniejsze”, co więc dla Pani jest najważniejsze w tej zawodowej sferze?

Myślę, że najważniejsze jest to, żeby nie zapominać o człowieku w trakcie trudnego leczenia onkologicznego. Właściwie od początku mojej pracy z chorymi na raka piersi, poza leczeniem, staram się dbać o jakość ich życia i to pod różnymi względami. Mój doktorat dotyczył kardiotoksyczności i minimalizowania skutków działania leków. Kilka lat później zajęłam się zabezpieczeniem płodności u chorych onkologicznych, ponieważ pojawiało się u mnie coraz więcej młodych pacjentek. Chciałam, żeby możliwie najłagodniej przechodziły samą terapię i żeby mogły wrócić do normalnego życia, co w wielu sytuacjach wymagało właśnie zabezpieczenia płodności.

Ciąża po nowotworze wydaje się tematem trudnym, a nawet niebezpiecznym w kontekście burzy hormonalnej u kobiety.

Rzeczywiście, spotykałyśmy wiele oporów z różnych stron, ale zaczęło się pojawić coraz więcej badań naukowych, które potwierdzały bezpieczeństwo ciąży, bezpieczeństwo zabezpieczenia płodności. W efekcie jakby zmniejszało to też wymiar choroby onkologicznej. W  Polsce nadal walczy się z rakiem, a nie go leczy.  Ludzie nie myślą, że jest to choroba cywilizacyjna i często choroba przewlekła - wiele osób choruje na nowotwór i  udaje im się normalnie żyć. Na szczęście te pozytywne głosy, też naukowe, słyszeliśmy coraz częściej, w związku z czym postanowiłam, że spróbuję zawalczyć o  refundację metod zabezpieczenia płodności, bo jest to po prostu drogie.

O jakich kosztach tutaj mówimy?

W przypadku mężczyzn to jest paręset złotych, natomiast w przypadku kobiet kilka tysięcy. Na przestrzeni lat napotkałam wiele sytuacji, w których pacjentki mówiły tak: „ja bym chciała, ale kosztuje to za dużo, nie stać mnie, nie będę teraz pracować, potrzebuję pieniędzy na co innego”. A z drugiej strony widziałam je kilka lat po leczeniu, całkiem zdrowe. Nie mogły zajść w ciążę i w wielu sytuacjach związki, w których były, nie przetrwały. Życie z ich perspektywy było niepełne.

Teraz jest prościej dzięki wielu staraniom, dzięki w ogóle wielu ludziom, których na swojej drodze spotkałam, którzy poczuli, że jest to ważne. Najważniejszą z nich jest prof. Jacek Jasem, który bardzo wspierał tę inicjatywę, a potem też ginekolodzy, z którymi współpracuję od kilku lat. Temat zyskiwał na znaczeniu. Przestał być tabu. Fundacja Rock'n'roll bardzo pomogła ze swoją akcją edukacyjno-promocyjną. Więc myślę, że trochę udało się odczarować i raka, i dziecko po raku, i  zabezpieczenie płodności. Uważam, że to jest ogromny sukces, że kobiety mogą myśleć o normalnej przyszłości, mogą pracować w trakcie leczenia, że to poczucie niekobiecości trwa bardzo krótko. Im krócej, tym lepiej - i to jest chyba taki mój największy sukces.

Na czym w takim razie polega proces zabezpieczenia płodności?

Mężczyźni robią badania krwi, oddają nasienie do mrożenia i mogą zacząć leczenie, więc ten proces nie jest skomplikowany. U kobiet trwa to dłużej, ponieważ wymaga takiej samej stymulacji, jak do in vitro. Pacjentka udaje się do specjalisty medycyny rozrodu, czyli do kliniki leczenia niepłodności. Tam zaczyna stymulację. Po około dwóch tygodniach następuje pobranie komórek jajowych i właściwie na drugi dzień może rozpocząć się leczenie. 

Takie rozwiązanie możemy zastosować u dorosłych. Czy istnieje jakaś metoda zachowania płodności, gdy onkologicznie zachoruje dziecko?

Jeżeli dziewczynka już miesiączkuje, to również możemy pobrać komórki jajowe. Ponieważ program refundacji obejmuje kobiety od okresu dojrzewania do 40. roku życia, u mężczyzn do 45. roku życia. W przypadku dziewczynek idealne byłoby zamrożenie fragmentu jajnika, co akurat w naszym szpitalu się odbywa, ponieważ prof. Ninela Irga-Jaworska, ordynator Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii, też jest pionierem, jeżeli chodzi o zabezpieczenie płodności u dzieci. Invicta darmowo przechowuje ten materiał do osiągnięcia pełnoletności przez dziecko, co też jest ogromnym ukłonem w stronę pacjentów onkologicznych. U małych chłopców nie mamy na razie nic, ponieważ pobranie fragmentu jądra i jego zamrożenie nadal jest eksperymentem medycznym.


Żeby zamrozić komórki jajowe, trzeba mieć czas na rozpoczęcie leczenia - około dwóch i pół tygodnia. W  przypadku zamrożenia fragmentu jajnika to jest kwestia kilku dni, żeby rozpocząć leczenie i są takie sytuacje, w których nie możemy czekać, np. ostre białaczki, mięsaki. W tym momencie rzeczywiście mrożenie jajnika jest jedynym rozwiązaniem, zwłaszcza u tych bardzo małych dzieci. Silna chemioterapia przed przeszczepianiem komórek macierzystych uszkadza układ hormonalny. Po leczeniu pacjenci suplementują zarówno hormony tarczycy, jak i hormony płciowe. Te dziewczynki, dojrzewając, muszą brać hormonalną terapię zastępczą, ich jajniki najprawdopodobniej nigdy nie będą działały. Więc to jest jedyne rozwiązanie, żeby one mogły zostać rodzicem w przyszłości w sposób bardziej naturalny.

Czy były już przypadki w UCK, kiedy dzięki tej metodzie urodziło się dziecko?

Nie, ponieważ w Klinice Pediatrii, Hematologii i Onkologii  wykorzystuje się to rozwiązanie od około 3 lat. Zamrożono  kilkanaście jajników, ale to są wciąż dość małe dzieci, więc jeszcze żadna z dziewczynek nie mogła tego wykorzystać. Natomiast na świecie już rodziły się dzięki tej metodzie dzieci, chociaż jest ona zdecydowanie rzadziej wykorzystywana niż stymulacja i mrożenie komórek jajowych. Z tego rozwiązania skorzystało już wiele kobiet i wiele dzieci już się urodziło, także w naszym szpitalu. Są takie panie, które najpierw się boją, bo jednak chorowały, a teraz chcę zajść w ciążę. A już jak zachodzą w ciążę, rodzą dziecko, to chcą jeszcze jedno. Jest wiele kobiet, które zachodzi w ciążę naturalnie po leczeniu onkologicznym. A te, które nie mogą, mają możliwość skorzystania z zamrożonych komórek jajowych.

W Uniwersyteckim Centrum Klinicznym zajmuje się Panie tematem zabezpieczenia płodności, szczególnie u chorych na raka piersi, już od 2 lat. Wcześniej pracowała Pani w Poznaniu, skąd pomysł na przeprowadzkę?

Zmiany są potrzebne w życiu, bo też rozwijają. A poza tym wcześniej już kilka lat współpracowałam z profesorem Jassemem, który do niedawna był szefem Kliniki Onkologii i Radioterapii UCK, i na pewno był dużą inspiracją do tego, żeby takie wyzwanie podjąć. Zmiana jest pozytywna. Miejsce, w którym aktualnie pracuję, jest bardzo dobre, ciekawe, inne. Dobrze jest poznać świat z innej strony, żeby nabrać perspektywy.

Na koniec, wracając jeszcze do nagrody, rozmawiałyśmy o pracy, a co jest dla Pani najważniejsze poza nią?

Zdecydowanie rodzina.  Dlatego trudno mi się zawsze patrzy na to, że zabiera się komuś możliwość podjęcia wyboru, czy chce mieć dzieci, czy nie, szczególnie z perspektywy matki, oczywiście. Ja nie mówię, że każdy musi mieć dzieci, bo są dziewczyny, które świadomie decydują, że nie chcą. To jest ich wybór. Ale nie możemy pozwolić, żeby możliwość tego wyboru została im odebrana. To jest bardzo ważne.

Rozmawiała Wioleta Wójcik
Zespół ds. Promocji i PR

 Dodano: 02.08.2024